ności jak do wielkich czynów. Swann żałował, że się przyjaźnił w życiu jedynie z takimi ludźmi. Potem przychodziło mu na myśl, że od czynienia komuś krzywdy wstrzymuje nas dobroć; że w gruncie może ręczyć tylko za natury podobne do jego własej, tak jak ręczyłby za serce pana de Charlus, którego oburzyłaby sama myśl zrobienia Swannowi tej przykrości! Inna rzecz człowiek raczej oschły, odmiennego temperamentu, jak des Laumes: jak przewidzieć do czego mogłyby go przywieźć pobudki innej natury? Mieć serce, to wszystko; a Charlus je miał. Panu d’Orsan nie zbywało go również; jego stosunki ze Swannem, serdeczne ale mniej bliskie, zrodzone ze wspólności poglądów i uroku ich wymiany, były większą gwarancją niż egzaltowane przywiązanie Charlusa, zdolne posunąć się do gwałtownych wybuchów — w dobrem czy w złem. Jeżeli był ktoś, kto Swanna zawsze umiał kochać i rozumieć, to d’Orsan. Tak, ale jego podejrzane życie? Swann żałował w tej chwili, że się z tem nie liczył; że często przyznawał się żartem, iż nigdy nie doznaje równie żywych uczuć sympatji i szacunku, co w stosunku do kanalji. Nie bez powodu — powiadał sobie teraz — ludzie sądzą bliźnich na podstawie ich uczynków! Jedynie one coś znaczą, a wcale nie to co mówimy lub myślimy. Charlus i des Laumes mogą mieć takie czy inne wady, ale to są
Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/140
Ta strona została uwierzytelniona.
136