Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

sie jeszcześmy z sobą nie byli tak blisko, powiedz, kochanie, prawda?
Uśmiechnął się do niej z nagłem tchórzostwem człowieka pozbawionego sił, jakiego uczyniły zeń te straszliwe słowa. Zatem nawet w tych miesiącach, o których oddawna nie ważył się myśleć dlatego że były zbyt szczęśliwe, nawet w tych miesiącach w których go kochała, już mu kłamała! Tak samo jak ta chwila (pierwszy wieczór, kiedy „poprawiali katleje”) kiedy mu powiedziała że wychodzi z Maison Dorée, ileż musiało być innych, kryjących w sobie kłamstwo, którego Swann nie byłby przypuszczał. Przypomniał sobie, że mu raz powiedziała: „Powiem poprostu pani Verdurin, że suknia była nie gotowa, że cab się spóźnił. Jest zawsze jakiś sposób”. I prawdopodobnie nieraz jakieś jej słówko tłumaczące spóźnienie, usprawiedliwiające przesunięcie schadzki, musiało ukrywać — bez podejrzeń z jego strony — coś, co ona miała robić z innym; i temu innemu z pewnością powiedziała: „Powiem poprostu Swannowi, że suknia była niegotowa, że cab się spóźnił, zawsze jest jakiś sposób”. I pod wszystkiemi najsłodszemi wspomnieniami Swanna, pod najprostszemi słowami Odety, w które wierzył wówczas jak w ewangelję, pod codziennemi czynnościami z których mu się spowiadała, pod najzwyklejszemi miejscami — domem krawcowej, ave-

159