się to co zaszło, i gotów był widzieć coś opatrznościowego w tym fakcie, że zdecydował się iść na wieczór do pani de Saint-Euverte. Umysł jego, lubiący podziwiać skarby inwencji życia, niezdolny długo sobie zadawać trudnych pytań i dochodzić co byłoby bardziej pożądane, widział rodzaj koniecznego łańcucha w cierpieniach jakich doznał owego wieczora i, w nie podejrzewanych jeszcze rozkoszach, które już dlań kiełkowały.
Ale kiedy, w godzinę po przebudzeniu, dawał fryzjerowi wskazówki uczesania go tak by fryzura nie sczochrała się w wagonie, Swann wspomniał swój sen. Ujrzał — jak je czuł niegdyś tuż obok — bladą cerę Odety, jej nazbyt szczupłe policzki, pociągłe rysy, podbite oczy, wszystko to w kolejnych fazach czułości, czyniących z jego trwałej miłości do Odety długie zapomnienie pierwotnego jej obrazu. Przestał widzieć to wszystko od pierwszego okresu ich stosunku, w którym z pewnością w owym śnie pamięć Swanna zaczerpnęła dokładne wrażenia. I z owem przelotnem chamstwem, które nawiedzało go od czasu jak nie był już nieszczęśliwy i jak tem samem obniżył się jego poziom duchowy, wykrzyknął w duchu: „I pomyśleć, że spartoliłem kilka lat życia, że chciałem umrzeć, żem przeżył swoją największą miłość, dla kobiety, która mi się nie podobała, która nie była w moim typie!”
Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.
176