Bo ja myślałem już tylko o tem, aby nigdy nie przeżyć dnia bez widzenia Gilberty. Tak dalece, że kiedy raz babka nie wróciła na czas na obiad, nie mogłem się wstrzymać od nagłej myśli, iż, gdyby ją powóz przejechał, nie mógłbym jakiś czas chodzić na Pola Elizejskie; nie kocha się już nikogo, z chwilą kiedy się kocha! Mimo to, owe spędzane z Gilbertą chwile, których od poprzedniego wieczora tak niecierpliwie oczekiwałem, o które drżałem, dla których byłbym wszystko poświęcił, nie były bynajmniej szczęśliwe; wiedziałem to dobrze, bo to były jedyne chwile, na których skupiałem drobiazgową i zaciekłą uwagę, nie mogąc w nich odkryć ani atoma przyjemności.
Przez cały czas który byłem zdala od Gilberty, pragnąłem ją widzieć, bo siląc się bezustanku wywołać jej obraz, nie mogłem wkońcu tego osiągnąć i nie wiedziałem już sam, czemu odpowiada moja miłość. Przytem ona mi nigdy jeszcze nie powiedziała, że mnie kocha. Wręcz przeciwnie, często twierdziła, że ma przyjaciół, których woli odemnie; że jestem ot, dobry kompan, z którym bawi się chętnie, mimo że jestem zbyt roztargniony, nie dość oddany zabawie; często wreszcie okazywała mi chłód, który mógłby zachwiać moją wiarę że jestem dla niej czemś różnem od innych, gdyby ta wiara miała źródło w miłości Gilberty dla mnie, nie zaś,
Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/210
Ta strona została uwierzytelniona.
206