Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/239

Ta strona została uwierzytelniona.

jeziorem, lub gęstwinie z którego wyłoni się nagle w swojem miękkiem futrze, z pięknemi oczami zwierzęcia, jakaś chyża amatorka spaceru, to był ogród kobiet; a aleja Akacjowa — niby aleja Mirtowa w Eneidzie — obsadzona dla nich drzewami jednego gatunku, była klasycznym spacerem słynnych Piękności.
Jak szczyt skały, z której wydra skacze w wodę, zdala przejmuje radością dzieci, pewne że zobaczą to zwierzę, tak samo, daleko jeszcze od alei des Acacias, działał na mnie zapach akacji, który, promieniując dokoła, dawał uczuć bliskość i osobliwość bujnej i upajającej indywidualności roślinnej; potem, kiedym się zbliżał, lekkie i zalotne wierzchołki drzew pełnych swobodnej elegancji, o wykwintnym kroju i cienkiej tkaninie, na które setki kwiatów spadły niby skrzydlate i migotliwe kolonje cennych pasożytów; wreszcie samo ich imię kobiece, leniwe i słodkie, sprawiały, iż serce moje zaczynało bić, ale wzruszeniem nawskroś światowem, — niby owe walce wywołujące w nas już tylko nazwiska pięknych dam, które lokaj oznajmia u wejścia do sali balowej. Powiedziano mi, że ujrzę w alei elegantki, które, mimo iż nie wszystkie miały mężów, cytowano zazwyczaj obok pani Swann, ale najczęściej pod pseudonimami; nowe ich nazwiska — o ile je miały — były jedynie rodza-

235