Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

rzyć skrupuły pianisty, którego ciotka została w Paryżu.
— Będzie uszczęśliwiona, że się pana pozbędzie na jeden dzień. Czegóżby się miała niepokoić, skoro wie że jesteś z nami? Zresztą biorę wszystko na siebie.
Kiedy się jej to nie udawało, pan Verdurin wypuszczał się, znajdował urząd telegraficzny albo posłańca i zapytywał wiernych, kto z nich życzy sobie kogoś uprzedzić. Ale Odeta dziękowała, oświadczając, że nie potrzebuje depeszować do nikogo, bo powiedziała Swannowi raz na zawsze, iż, wysyłając do niego przy wszystkich depeszę, skompromitowałaby się. Czasami Odeta znikała na kilka dni; Verdurinowie zabierali ją aby oglądać groby w Dreux, lub, za radą malarza, podziwiać w Compiègne zachody słońca w lesie, przyczem docierano aż do zamku w Pierrefonds.
— Pomyśleć że mogłaby zwiedzać prawdziwe zabytki ze mną, który dziesięć lat studjowałem architekturę i którego najwybitniejsi ludzie błagali, abym ich zabrał do Beauvais lub do Saint-Loup-de-Naud! Zrobiłbym to tylko dla niej! i ona, zamiast tego, jedzie w towarzystwie ostatnich bydlaków rozpływać się przed ekskrementami Ludwika Filipa oraz pana Viollet-le-Duc! Zdaje mi się, że na to nie potrzeba być artystą i że nawet bez szcze-

29