pana de Charlus, którego spotkał idącego do niej i który zmusił jakoby Swanna aby mu towarzyszył. W braku pretekstu, prosił pana de Charlus aby zaszedł do Odety i, aby sobie niby to przypomniał, ot, w trakcie rozmowy, że ma pilno do pomówienia ze Swannem, prosząc aby go zechciała sprowadzić; ale najczęściej Swann czekał daremnie; Charlus powiadał mu wieczorem, że sztuczka się nie powiodła. Tak iż Odeta, która teraz często wyjeżdżała, niewiele widywała Swanna, nawet będąc w Paryżu. Ona, która wówczas gdy go kochała, mówiła: „Jestem zawsze wolna” i: „Cóż mnie może obchodzić, co sobie ludzie myślą?”, teraz, za każdym razem kiedy Swann ją chciał widzieć, zasłaniała się konwenansami lub tłumaczyła się zajęciem. Kiedy się chciał wybrać na jakiś bazar dobroczynny, na wernisaż, premierę, gdzie ona miała być, mówiła że się z nią afiszuje, że ją traktuje jak kokotę.
Swann wiedział, że Odeta zna i bardzo ceni mego wuja Adolfa, z którym on sam był w przyjaźni; otóż, pragnąc nie być całkowicie pozbawiony widoku Odety, zaszedł raz do niego na ulicę Bellechasse, aby go poprosić o użycie swego wpływu na nią. Ile razy Odeta wspomniała Swannowi o moim wuju, uderzała w tony poetyczne, powiadając: „Och, on, to nie to co ty; jego przyjaźń dla mnie, to rzecz taka
Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/65
Ta strona została uwierzytelniona.
61