„To znajomy z loży przyjaciółki, z którą chodzę do Hipodromu”, wyjaśnienie to uspokajało Swanna. Rozumiał, że przyjaciółka musi mieć w loży innych gości oprócz Odety, ale coprawda nigdy nie silił się wyobrazić ich sobie. Och! jakżeby pragnął znać ową przyjaciółkę, która bywała w Hipodromie; jakżeby pragnął, żeby go tam wzięła wraz z Odetą. Jakżeby chętnie oddał wszystkie swoje stosunki za bylejaką osobę mającą sposobność widywania Odety, choćby to była manikurzystka albo panna z magazynu. Nadskakiwałby im bardziej niż jakiej królowej! Czyż nie dostarczyłyby mu, przez to że były związane z życiem Odety, jedynego kojącego środka na jego cierpienie? Z jakąż radością przebywałby u tych drobnych ludzi, z którymi Odeta zachowała stosunki, bądź z interesu, bądź przez szczerą prostotę. Z jakąż radością osiadłby na zawsze na piątem piętrze jakiegoś brudnego i upragnionego domu, dokąd Odeta nie zabierała go nigdy; mieszkając tam z ową ex-krawcową, za której kochanka zgodziłby się chętnie uchodzić, miałby prawie codzień wizytę Odety. W owych dzielnicach niemal że ludowych, rad byłby bez końca pędzić życie skromne, nędzne, ale słodkie, ale nasycone szczęściem i spokojem.
Czasami, kiedy, spotkawszy się ze Swannem, Odeta widziała że się do niej zbliża ktoś kogo on nie
Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/77
Ta strona została uwierzytelniona.
73