Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

Czuła, że Swann pragnie usłyszeć z jej ust: „Nie bierz go nigdy, kiedy przyjeżdżasz do mnie”, — tak jakby pragnął pocałunku. Ponieważ była w dobrym humorze, powiedziała to; Swann rozczulił się. Wieczorem, rozmawiając z panem de Charlus, z którym, ku swojej rozkoszy, mógł mówić o kochance otwarcie (wszystko bowiem co mówił, nawet z osobami które nie znały Odety, odnosiło się poniekąd do niej) rzekł:
— Ja jednak myślę, że ona mnie kocha; jest ze mną taka milutka, czuć że to co robię nie jest jej obojętne.
I jeżeli, w chwili gdy miał jechać do Odety, siadał do powozu z przyjacielem, którego miał gdzieś podwieźć, a przyjaciel rzekł: „Cóż to, nie Lorédan na koźle?” z jakąż melancholijną radością Swann odpowiadał:
— Haha! Rozumie się, że nie. Powiem ci: nie mogę brać Loredana, kiedy jadę na ulicę La Pérouse. Odeta nie lubi Loredana; wydaje się jej nie dość szykowny dla mnie, słowem, cóż chcesz, kobiety, rozumiesz! wiem, że toby ją bardzo zirytowało. Ohoho! niechbym tylko pokazał się z Remim, ładniebym wyglądał!
Ten nowy ton — obojętny, roztargniony, niecierpliwy — jaki miewała z nim teraz Odeta, niewątpli-

77