Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

niejedną odrę i sporo gorączek, za które on był odpowiedzialny. Nie kwestjonując otwarcie troskliwości matki, która wciąż mnie tam posyłała, przyjaciółki ubolewały jednak nad jej zaślepieniem.
Mimo uświęconego poglądu, neuropaci są może ludźmi, którzy obserwują się — „nasłuchują” — najmniej; słyszą w sobie tyle rzeczy, któremi — jak się okazuje potem — niesłusznie się niepokoili, że w końcu nie zwracają uwagi na żadną. Ich system nerwowy tak często krzyczał: „Ratunku!” niby w ciężkiej chorobie (kiedy poprostu miał padać śnieg, albo miało się zmienić mieszkanie), że przyzwyczajają się nie brać w rachubę owych ostrzeżeń, podobnie jak żołnierz, który w zapale walki lekceważy je tak bardzo, że, będąc umierający, zdolny jest prowadzić jeszcze przez kilka dni życie zdrowego człowieka. Pewnego ranka, nosząc w sobie zespół zwykłych niedomagań, których stałe i wewnętrzne krążenie zawsze ignorowałem, niby krążenie swojej krwi, wbiegłem raźno do jadalni, gdzie rodzice już siedzieli przy stole. Powiadając sobie, jak zwykle, iż czuć zimno może znaczyć nie to że trzeba się ogrzać, ale naprzykład to że się było połajanym, a nie mieć apetytu to że będzie padał deszcz, nie zaś że nie trzeba jeść, — siadłem do stołu. Naraz, w chwili gdym miał przełknąć pierwszy kąsek apetycznego kotleta, zatrzymały mnie nudności, zawrót głowy, gorączkowa odpowiedź rozpoczynającej się choroby, której objawy przesłonił i opóźnił

104