Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

stan duszności. Zresztą, z chwilą gdym czuł że atak się zbliża, zawsze niepewny jego rozmiarów, niepokoiłem się o zmartwienie babki, któregom się obawiał znacznie więcej niż własnego cierpienia. Ale równocześnie, ciało moje — czy nazbyt słabe aby zachować sekret tego cierpienia, czy obawiając się, aby, w nieświadomości grożącego ataku, nie żądano odemnie jakiegoś wysiłku, który byłby dla tego ciała niemożliwy lub niebezpieczny — rodziło we mnie potrzebę ostrzeżenia babki o moich przypadłościach, z dokładnością, w którą wkładałem wkońcu fizjologiczną niejako skrupulatność. Skorom spostrzegł w sobie jakiś przykry objaw, którego dotąd nie wyróżniłem, ciało moje było w rozpaczy póty, pókim się nie podzielił tym symptomem z babką. Jeżeli babka udawała, że nie zwraca na to uwagi, ciało żądało aby wrócić do owego tematu. Czasami szedłem za daleko; i ukochana twarz, która nie zawsze już umiała tak jak dawniej panować nad swemi wzruszeniami, zdradzała wyraz współczucia, bolesny skurcz. Wówczas, serce moje cierpiało od jej bólu; i jakgdyby moje pocałunki mogły zatrzeć to zmartwienie, jakgdyby moja czułość mogła dać babce tyleż radości co moje szczęście, rzucałem się w jej ramiona. A że skrupuły uspokoiły się skądinąd pewnością że babka zna mój stan, ciało nie sprzeciwiało się temu abym ją uspokoił. Zaręczałem jej, że ten stan nie ma nic przykrego, że nie trzeba mnie żałować; może być pewna, że

106