Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

jedzą obiad, jakgdybym mógł to jeszcze wiedzieć, jakgdyby ogarniające mnie wzruszenie pozwoliło przetrwać w mojej pustej pamięci i sparaliżowanym żołądku wrażeniu sytości lub głodu, idei obiadu lub obrazowi rodziny. Na nieszczęście, paraliż ten był tylko chwilowy. Miał przyjść moment, gdy trzeba będzie strawić ciastka, którem nabierał machinalnie na talerz... Ale moment ten był jeszcze daleki. Na razie, Gilberta przyrządzała mi „moją herbatę”. Piłem ją bez końca, gdy jedna jedyna filiżanka odbierała mi sen na dwadzieścia cztery godzin! Toteż matka zwykła była mówić:
— To przykre, ten malec nie może iść do Swannów, żeby nie wrócić chory.
Ale czyż ja bodaj wiedziałem, gdym był u Swannów, że piję herbatę? Gdybym wiedział, byłbym ją pił tak samo, bo, przyjąwszy nawet żebym odzyskał na chwilę poczucie teraźniejszości, nie byłoby mi to wróciło wspomnienia przeszłości i przewidywania przyszłości. Wyobraźnia moja nie była zdolna dosięgnąć odległego czasu, kiedy mi przyjdzie położyć się do łóżka i zapragnąć snu.
Nie wszystkie przyjaciółki Gilberty znajdowały się w tym stanie upojenia, w którym decyzja jest niemożliwa. Niektóre odmawiały herbaty! Wówczas, Gilberta wygłaszała frazes bardzo rozpowszechniony w owej epoce:
— Stanowczo nie mam powodzenia z moją herbatą. Dostaję kosza.

122