Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

I aby tem skuteczniej usunąć charakter uroczystości, burzyła porządek krzeseł dokoła stołu:
— To wygląda jak obiad weselny; mój Boże, jaka ta służba jest głupia.
Chrupała ciasteczka, siedząc bokiem na krześle w formie x ustawionem w poprzek. Nawet, jakgdyby Gilberta mogła mieć do rozporządzenia tyle ptifurów bez zgody matki, kiedy pani Swann — której „żurek” schodził się zazwyczaj z podwieczorkami Gilberty — odprowadziwszy jakiegoś gościa, wchodziła w chwilę potem, pędem, czasem ubrana w niebieską aksamitną suknię, często w czarną atłasową z białemi koronkami, mówiła ze zdziwioną miną:
— O, to dobrze wygląda co wy tutaj jecie, aż mnie przychodzi apetyt, kiedy was widzę jak chrupiecie keksy.
— Wybornie, mamo, zapraszamy cię, odpowiadała Gilberta.
— Ależ nie, skarbie, coby powiedzieli moi goście; mam jeszcze panią Trombert, panią Cottard i panią Bontemps; wiesz że ta kochana pani Bontemps nie ma zwyczaju siadywać krótko, a dopiero co przyszła. Coby powiedzieli wszyscy ci zacni ludzie, widząc że się nie zjawiam. O ile nikt więcej nie przyjdzie, wrócę tu pogawędzić z wami (co mnie ubawi o wiele więcej), kiedy one pójdą. Myślę że zasłużyłam na trochę spokoju, miałam czterdzieści pięć osób, a z tych czterdzieści dwie mówiły

123