Sparcie...” — Zresztą — poza inną racją, o której dowiedziano się aż w wiele lat później — pani Swann, zapraszając tę przyjaciółkę, życzliwą, nie narzucającą się i skromną, nie potrzebowała się obawiać, że wprowadza do siebie, na swoje świetne „żurki”, zdrajczynię lub rywalkę. Znała olbrzymią liczbę kielichów mieszczańskich, które ta czynna robotnica — raz uzbrojona w egretkę i w porte-cartes — mogła odwiedzić w ciągu jednego popołudnia. Znała jej siłę zapylającą i opierając się na rachunku prawdopodobieństwa, miała prawo sądzić, że niemal z pewnością ten czy ów stały gość Verdurinów dowie się już na trzeci dzień, iż gubernator Paryża rzucił bilety pani Swann, albo że sam pan Verdurin usłyszy, iż pan le Hault de Pressagny, prezes Zawodów Hippicznych, zabrał oboje Swannów na galę dla króla Teodozjusza. Pani Swann wyobrażała sobie Verdurinów poinformowanych jedynie o tych dwóch pochlebnych dla niej wydarzeniach, gdyż poszczególne materjalizacje, pod któremi wyobrażamy sobie i ścigamy sławę, są ograniczone wskutek niemocy naszego umysłu, nie zdolnego wyroić sobie naraz wszystkich form, których — wedle naszych ryczałtowych nadziei — sława nie omieszka dla nas przybrać.
Zresztą pani Swann uzyskała sukcesy jedynie w tak nazwanym „świecie oficjalnym”. Kobiety modne nie bywały u niej. Nie żeby je wystraszyła obecność republikańskich świeczników. Za czasu
Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.
137