Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

zamiast go czynić podejrzanym w tej mierze, było im raczej rękojmią. I w tem rząd Republiki nie mylił się. Arystokraci pewnego typu przywykli od dziecka uważać swoje nazwisko jako organiczną właściwość, której nic nie może wydrzeć, a której wartość równi im, lub jeszcze wyżsi, znają dość dokładnie; tacy wiedzą, że mogą sobie oszczędzić daremnych wysiłków, jakich, przeważnie bez rezultatu, dokłada tylu mieszczan, aby wyznawać jedynie poglądy dystyngowane, lub przestawać z osobami „dobrze myślącemi”; w zamian za to, pragnąc się podnieść w oczach rodzin magnackich, poniżej których znajduje się bezpośrednio, arystokracja ta wie, że może to osiągnąć jedynie dodając do swego nazwiska coś czego ono nie posiadało, a co, przy równej wartości nazwisk, przeważy szalę na ich korzyść: wpływy polityczne, sławę literacką lub artystyczną, wielki majątek. Obojętni dla bezpożytecznego szlachciury, cenionego przez mieszczaństwo a nie przynoszącego im swoją jałową przyjaźnią żadnego prestige’u w oczach magnatów, karjerowicze ci zachowują wszystkie swoje względy dla ludzi politycznych, choćby masonów, którzy mogą im pomóc do uzyskania ambasady lub mandatu; dla artystów lub uczonych, zdolnych poparciem swojem ułatwić „wypłynięcie” w sferze w której królują; dla wszystkich wreszcie mogących im użyczyć nowego blasku, lub pomóc do bogatego małżeństwa.
Ale, co się tyczy pana de Norpois, miał on za so-

11