nie będzie się już bał pogniewać jej lub zdradzić się z tem iż ją zanadto kocha, uczyni sobie tę satysfakcję, aby wyświetlić — przez czystą miłość prawdy i jako fakt historyczny — czy Forcheville był z nią w łóżku owego dnia kiedy Swann dzwonił i tłukł w szyby nadaremnie, i kiedy ona napisała Forchevillowi, że zaszedł ich jej wuj. Ale ów problem, tak interesujący że Swann czekał jedynie końca zazdrości z tem aby go wyświetlić, stracił właśnie wszelkie znaczenie w jego oczach, skoro przestał być zazdrosny. Coprawda nie zaraz. Nie był już zazdrosny o Odetę, ale dzień owego daremnego pukania do willi przy ulicy Laperouse wciąż jeszcze w nim podsycał zazdrość. To było tak, jakgdyby zazdrość — podobna w tem do owych chorób, które zdają się mieć swoją siedzibę, swoje źródło infekcji, nietyle w pewnych osobach, ile w pewnych miejscach, w pewnych domach — miała za przedmiot nietyle samą Odetę, ile ów dzień, ową godzinę straconej przeszłości, kiedy Swann pukał do wszystkich drzwi kochanki. Możnaby rzec, iż jedynie ten dzień, ta godzina, utrwaliły jakieś ostatnie cząstki dawnej miłosnej osobowości Swanna, i że ów odnajdywał je już tylko tam. Oddawna już nie dbał o to, że go Odeta zdradzała niegdyś i że może go zdradzać jeszcze. A mimo to, wciąż przez kilka lat szukał dawnych służących Odety, tak dalece przetrwała w nim bolesna chęć dowiedzenia się, czy owego dnia, tak już odległego, o szóstej, Odeta była z Forchevillem.
Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.
149