Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

a któremu pani Swann podsuwała teraz uprzejmie fotel, fotel rozkoszny, wrogi i zgorszony; ale w mojem wspomnieniu czuję jeszcze dokoła siebie ten czar. Czy to dlatego, że w dnie, kiedy mnie państwo Swann zapraszali na śniadanie, aby mnie potem wziąć z Gilbertą na spacer, wyciskałem swojem spojrzeniem — podczas gdym czekał sam — na dywanie, na berżerkach, na konsolach, na parawanikach, na obrazach, wyrytą we mnie myśl, że pani Swann lub jej mąż lub Gilberta wejdą za chwilę? Czy dlatego, że te rzeczy żyły potem w mojej pamięci obok Swannów i przejęły w końcu coś z nich? Czy dlatego, że wiedząc iż oni żyją wśród tych sprzętów, robiłem z tych wszystkich przedmiotów niby godła ich swoistego życia, ich przyzwyczajeń, z których zbyt długo byłem wykluczony, aby mi się nadal nie wydawały obce, nawet wówczas gdym dostąpił łaski wtajemniczenia? Faktem jest, że za każdym razem, kiedy myślę o tym salonie, który Swann (nie chcąc tą krytyką w niczem krępować gustów żony) uważał za tak bezstylowy — mimo bowiem iż był pomyślany w stylu nawpół cieplarni, nawpół pracowni, jak ów apartament w którym ją poznał, Odeta zaczęła zastępować cacka chińskie, trącące jej teraz tandetą, mnóstwem mebelków obitych starym jedwabiem Louis XIV (nie licząc arcydzieł, które przeniósł Swann ze swego domu na quai d’Orléans) — w mojem wspomnieniu przeciwnie, ten bezstylowy salon posiada harmonję,

173