Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

dzienniki zauważyły długą rozmowę, jaką monarcha ów zaszczycił pana de Norpois.
— Muszę się dowiedzieć, czy ta wizyta króla jest naprawdę czemś ważnem, rzekł ojciec, który bardzo się interesował polityką zagraniczną. Wiem, że stary Norpois nie jest skłonny do wynurzeń, ale ze mną tak się rozkrochmala!
Co się tyczy matki, być może iż z natury nie przepadała za rodzajem inteligencji, który reprezentował ex-ambasador. Godzi się rzec, iż konwersacja pana de Norpois była tak kompletnym repertuarem przestarzałych form wysłowienia, właściwych pewnemu zawodowi, pewnej klasie i epoce — epoce, która, dla tego zawodu i dla tej klasy, nie była może tak zupełnie minioną — iż żałuję czasami, żem nie zapamiętał poprostu i dosłownie jego rozmów. Byłbym wówczas osiągnął wrażenie zamierzchłej mody równie tanim kosztem i w ten sam sposób, co ów farsowy aktor, który, pytany skąd bierze swoje kapelusze, odpowiedział: „Ja ich nie biorę, ja je przechowuję”.
Słowem, sądzę, że matce wydawał się pan de Norpois nieco antyczny, co nie raziło jej bynajmniej z punktu widzenia manier, ale mniej zachwycało ją w dziedzinie nie poglądów — bo poglądy pana de Norpois były bardzo nowoczesne — lecz wyrażeń. Czuła jednakże, że mile głaszcze męża, mówiąc z zachwytem o dyplomacie, który darzył go tak rzadkiem wyróżnieniem. Utrwalając w umyśle oj-

14