Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

ca jego dobre mniemanie o panu de Norpois i wzmacniając w nim przez to jego dobre mniemanie o sobie samym, matka miała uczucie, że spełnia jeden ze swoich obowiązków, polegający na tem, aby umilać życie mężowi, jak to czyniła czuwając nad tem aby kuchnia była wyborna a usługa cicha. Że zaś była niezdolna skłamać ojcu, ćwiczyła się sama w podziwie dla ambasadora, aby go móc szczerze chwalić. Ceniła zresztą w panu de Norpois wyraz dobroci, uprzejmość trochę niemodną i tak wyszukaną, kiedy np. idąc i prostując swoją wysoką postać, spostrzegłszy matkę jadącą powozem, zanim się jej ukłonił, odrzucał ledwie napoczęte cygaro; rozmowę tak pełną umiaru, w której mówił jak najmniej o sobie i zawsze liczył się z tem co może być najprzyjemniejsze partnerowi; zdumiewającą wreszcie punktualność w odpowiadaniu na listy. Czasami, kiedy, ledwie wysławszy list, ojciec otrzymywał kopertę z pismem pana de Norpois, pierwszą jego myślą było, że nieszczęśliwym wypadkiem listy ich się zminęły; możnaby sądzić, że dla p. de Norpois poczta wybiera listy w nadliczbowych godzinach! Matka zdumiewała się, że margrabia jest tak akuratny, mimo iż tak zajęty, że jest tak uprzejmy chociaż tak rozrywany, nie myśląc, że wszelkie „mimo” jest zawsze zapoznanem „ponieważ”, i że (tak samo jak starcy są zdumiewający na swój wiek, królowie pełni prostoty, a mieszkańcy prowincji au courant wszystkiego) te same przyzwyczajenia

15