Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/199

Ta strona została uwierzytelniona.

akcentów w książkach niż ustnie; akcentów niezależnych od piękności stylu, i których sam autor zapewne nie czuł, ile że są one nieoddzielne od jego najtajemniejszej osobowości. To ten akcent, w chwili gdy Bergotte był w swoich książkach zupełnie naturalny, dawał rytm często bardzo nieznaczącym słowom. Akcent ten nie jest zaznaczony w tekście, nic go nie wskazuje, mimo to udziela się on sam z siebie okresom, nie można ich wygłosić inaczej; akcent ten jest u pisarza czemś najbardziej ulotnem a przecież najgłębszem; on będzie świadczył o jego naturze, on powie czy mimo wszystkich twardych prawd jakim dał wyraz, pisarz był ludzki; czy, mimo wszystkich zmysłowości, był sentymentalny.
Niektóre cechy wysłowienia, istniejące w rozmowie Bergotte’a w postaci wątłego śladu, nie były ściśle jego własnością; kiedy poznałem później jego braci i siostry, odnalazłem je u nich, zaakcentowane o wiele silniej. Było to coś jakby szorstkiego i chrapliwego w ostatnich słowach wesołej myśli, coś omdlałego, gasnącego z końcem smutnej frazy. Swann, który znał Mistrza gdy ten był dzieckiem, powiedział mi, że wówczas miał on, jak jego rodzeństwo, owe akcenty można rzec rodzinne; krzyki nagłej wesołości, to znów szepty cichej melancholji, i że w pokoju gdzie się bawili razem, on lepiej niż ktokolwiek z braci wykonywał swoją partję w ich ogłuszających naprzemian i marzących koncertach. Wszelki taki dźwięk — choćby najbar-

195