Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/202

Ta strona została uwierzytelniona.

z członkami własnej rodziny, ale z niektórymi pisarzami swojej epoki. Młodsi, którzy zaczynali się go zapierać i przeczyć wszelkiemu z nim duchowemu pokrewieństwu, zdradzali je niechcący, używając tych samych przysłówków, tych samych przyimków które on powtarzał bezustanku; budując zdania w ten sam sposób, mówiąc na tym samym sciszonym i matowym tonie, przez reakcję przeciw łatwej swadzie poprzedniego pokolenia. Może ci młodzi ludzie — ujrzymy że byli i tacy — nie znali Bergotte’a. Ale jego sposób myślenia, raz im zaszczepiony, rozwinął w nich te właściwości składni i akcentu, będące w nieodzownym związku z oryginalnością myśli. Stosunek ten wymaga zresztą komentarza. I tak, Bergotte, o ile nie zawdzięczał nic nikomu w swoim sposobie pisania, sposób mówienia przejął od jednego z dawnych kolegów, cudownego causeura, którego wpływowi uległ, którego bezwiednie naśladował w rozmowie, ale który, mniej utalentowany od niego, nigdy nie napisał naprawdę tęgiej książki. Tak iż, gdyby się opierać na oryginalności wysłowienia, uznanoby Bergotte’a za satelitę, za naśladowcę, gdy on, ulegając wpływowi przyjaciela w sferze konwersacji, był oryginalny i twórczy jako pisarz. I kiedy Bergotte chciał pochwalić jakąś książkę, wówczas — z pewnością dlatego, aby się odgrodzić od poprzedniego pokolenia, zbyt zamiłowanego w abstrakcjach, w szumnych komunałach — podkreślał i cytował z niej zawsze jakąś sce-

198