Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

miałem jej widzieć, jednego dnia, aby mnie rozerwać, matka rzekła:
— Jeżeli wciąż masz jeszcze wielką ochotę ujrzeć Bermę, sądzę, że może ojciec pozwoliłby ci iść z babką do teatru.
To pan de Norpois powiedział ojcu, że powinienby mi pozwolić zobaczyć Bermę, że to jest dla młodego człowieka cenne wspomnienie. Ojciec, dotąd przeciwny temu abym miał tracić czas i narażać się na chorobę dla rzeczy, którą, ku zgorszeniu babki, nazywał głupstwem, skłonny był — pod wpływem uwagi ambasadora — uznać ten wieczór w teatrze za nieokreśloną część całokształtu cennych przepisów wiodących do świetnej karjery. Babka, która, wyrzekając się dla mnie korzyści, jaką, wedle niej, byłoby dla mnie widzieć Bermę, robiła wielką ofiarę dla mego zdrowia, dziwiła się, że ten wzgląd stał się nagle nieważny na jedno słowo pana de Norpois. Pokładając niezłomne nadzieje racjonalistki w świeżem powietrzu i we wczesnem chodzeniu spać, które mi zalecano, bolała nad wyłomem w owym trybie i powtarzała ojcu: „Jakiś ty lekkomyślny!” Na co ojciec, wściekły, odpowiadał: „Jakto! więc teraz mama nie chce, żeby on szedł do teatru! To paradne, a cały czas powiadała mama, że to będzie dla niego z pożytkiem”.
Ale pan de Norpois odmienił intencje ojca w rzeczy o wiele dla mnie ważniejszej. Ojciec zawsze pragnął, abym został dyplomatą, ja zaś nie mogłem

17