Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.

ligentna i czarująca w owym czasie; obecnie już matrona. I miał prócz tego wiele innych. Jabym oszalał, gdyby kobieta, którąbym kochał, mieszkała w Paryżu, a ja w Rzymie. Ludzie nerwowi powinniby zawsze kochać, jak mówi lud, „poniżej siebie”, tak aby kwestja materjalna czyniła kochankę zależną od nich.
W tej chwili Swann spostrzegł, że ja mógłbym zastosować tę maksymę do niego i do Odety. A że nawet u ludzi wyższych, w chwili gdy zdają się wraz z nami szybować ponad życiem, miłość własna tkwi w małostkach, Swann uczuł w tej chwili wybitną niechęć do mnie. Ale to się objawiło jedynie niepokojem jego spojrzenia. Nie rzekł mi nic w tej chwili. Nie trzeba się temu zbytnio dziwić. Kiedy Racine, wedle wersji zresztą zmyślonej, ale której treść powtarza się co dnia w życiu paryskiem, zrobił aluzję do Scarrona wobec Ludwika XIV, najpotężniejszy król świata nie rzekł tego wieczora poecie nic. A następnego dnia poeta popadł w niełaskę.
Że jednak teorja pragnie być wyrażana całkowicie, po chwili irytacji, przetarłszy monokl, Swanu uzupełnił swoją myśl słowami, które miały później przybrać w mojem wspomnieniu wartość proroczego i daremnego zresztą ostrzeżenia. „Jednakże — rzekł — niebezpieczeństwo tego rodzaju miłości tkwi w tem, że zależność kobiety uspokaja na chwilę zazdrość mężczyzny, ale czyni ją też bardziej wymaga-

210