Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/221

Ta strona została uwierzytelniona.

kie lubią, posadzić ich do gry, lub też na wsi oddawać się sportom jakie ich bawią. — Zdaje mi się, że my mówimy o sztuce, — dodał.
— To bardzo dobrze, ja bardzo to lubię, — rzekła pani Swann, rzucając mi spojrzenie pełne wdzięczności, przez dobroć a także dlatego, że zachowała swoje dawne aspiracje do konwersacji intelektualnych.
Potem Bergotte zaczął mówić do innych osób, zwłaszcza do Gilberty. Powiedziałem mu wszystko com odczuwał ze swobodą, która mnie zdziwiła. Przywykłszy z nim od wielu lat (w ciągu tylu godzin samotności i lektury, w których był dla mnie jedynie lepszą cząstką mnie samego) do szczerości, prostoty, ufności, czułem się z Bergottem mniej onieśmielony, niż z osobą, z którą rozmawiałbym po raz pierwszy. Jednakże dla tej samej przyczyny byłem bardzo niespokojny o wrażenie, jakie mogłem zrobić na wielkim pisarzu, bo podejrzenie moje, że on byłby wzgardził mojemi myślami, datowało nie od dziś, ale od dawnych już czasów, gdym zaczął czytać jego książki, w ogrodzie w Combray. Byłbym sobie coprawda mógł powiedzieć, że skoro szczerze, idąc za swoim instynktem, z jednej strony tak bardzo sympatyzowałem z książkami Bergotte’a z drugiej zaś doznałem w teatrze niezrozumiałego rozczarowania, te dwa odruchy nie muszą być tak różne od siebie, ale muszą podlegać tym samym prawom; i że ten duch Bergotte’a, który ukochałem

217