Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.

mniej szczęśliwi z sympatji wielkiego pisarza, którego ostatecznie możemy znaleźć w jego książkach, niż cierpimy od niesympatji kobiety, którą wybraliśmy nie dla jej inteligencji, a której mimo to nie możemy przestać kochać); powinieniem był sobie powiedzieć to wszystko, ale nie mówiłem; byłem przekonany, żem się wydał Bergotte’owi idjotą. Naraz Gilberta szepnęła mi do ucha:
— Pławię się w radości, boś podbił serce mojego wielkiego przyjaciela. Bergotte powiedział mamie, że mu się wydajesz nadzwyczaj inteligentny.
— Dokąd idziemy? — spytałem Gilberty.
— Och, wszystko jedno: ty wiesz dla mnie, tu czy tam...
Ale od wydarzenia, jakie zaszło w rocznicę śmierci jej dziadka, pytałem sam siebie, czy charakter Gilberty nie jest inny niż przypuszcałem, czy ta obojętność na ewentualne decyzje, ten rozsądek, ten spokój, ta słodka uległość, nie kryją przeciwnie bardzo żywych pragnień, których ona przez ambicję nie chce pokazać i które zdradza jedynie nagłym oporem, kiedy przypadkowo ktoś je pokrzyżuje.
Ponieważ Bergotte mieszkał w tej samej dzielnicy, co my, wyszliśmy razem; w powozie mówił mi o mojem zdrowiu:
— Państwo Swann wspomnieli mi, że pan jest cierpiący. Żal mi pana bardzo. Ale mimo to, nie żałuję pana zbytnio, bo widzę, że pan musi mieć rozkosze

219