Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/224

Ta strona została uwierzytelniona.

inteligencji i że prawdopodobnie są one dla pana najważniejsze, jak dla wszystkich co je poznali.
Niestety! Czułem, iż to co Bergotte mówi, jakże mało odpowiada prawdzie, dla mnie, którego wszelkie rozumowanie, choćby najpodnioślejsze, zostawiało zimnym, który byłem szczęśliwy jedynie w chwilach prostego far niente, przy dobrem samopoczuciu; czułem do jakiego stopnia to czegom pragnął w życiu jest czysto materjalne, i jak łatwo obszedłbym się bez inteligencji. Ponieważ, w zakresie przyjemności, nie rozróżniałem rozmaitych ich źródeł, mniej czy więcej głębokich lub trwałych, pomyślałem, w chwili gdym miał odpowiedzieć panu Bergotte, że lubiłbym egzystencję, w której żyłbym w pobliżu księżnej de Guermantes i w której bym często czuł, jak w dawnej budce akcyzy na Polach Elizejskich, chłód przypominający mi Combray. Otóż, w tym ideale życia jakiego nie śmiałem zwierzyć panu Bergotte, rozkosze inteligencji nie zajmowały żadnego miejsca.
— Nie, proszę pana, rozkosze inteligencji znaczą dla mnie bardzo mało, nie szukam ich, nie wiem nawet czym ich kiedy kosztował.
— Sądzi pan, doprawdy? — odpowiedział. — Otóż, niech mi pan wierzy, że tak, że mimo wszystko to musi być to co pan najbardziej lubi; ja tak to sobie wyobrażam, tak sądzę.
Nie przekonał mnie, to pewna; mimo to, czułem się szczęśliwszy, swobodniejszy. Pod wpływem rozmo-

220