Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/227

Ta strona została uwierzytelniona.

ny — zapomocą którego człowiek stara się posiąść zewnętrzne prawdy. Mocno wątpiłem, aby ludzie inteligentni potrzebowali innej hygieny niż głupcy i byłem zupełnie gotów poddać się hygienie głupców.
— Ktoby potrzebował dobrego lekarza, to nasz przyjaciel Swann, — rzekł Bergotte.
Spytałem, czy jest chory.
— Ba, jak człowiek, który ożenił się z dziwką, i teraz łyka dziennie pięćdziesiąt awanji ze strony kobiet które nie chcą przyjmować jego żony, lub mężczyzn którzy z nią spali. Widzi się to, twarz mi się skręca od tego. Niech pan spojrzy którego dnia na jego brwi, kiedy wraca do domu, a pozna pan kto jest u niego.
Nieżyczliwość, z jaką Bergotte mówił w ten sposób do obcego człowieka o ludziach z którymi łączyła go dawna zażyłość, była dla mnie czemś równie nowem, jak czuły niemal ton, jaki będąc u Swannów przybierał z nimi co chwila. To pewna, że osoba, taka jak naprzykład moja cioteczna babka byłaby niezdolna wobec kogokolwiek z nas do tych czułości, jakiemi przy mnie Bergotte obsypywał Swanna. Nawet tym których kochała lubiła mówić rzeczy nieprzyjemne. Ale w ich nieobecności nie byłaby powiedziała ani słowa, któregoby nie mogli słyszeć. Nic nie było mniej podobne do „świata“, niż nasze życie w Combray. Towarzystwo Swannów było już drogą ku „światu”, ku jego zmiennym fluk-

223