Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

śledził afisze; zawsze oznajmiały sztuki zupełnie nowe, fabrykowane specjalnie dla Bermy przez wziętych autorów. Naraz, jednego rana, szukając na słupie z afiszami „popołudniówek” na świąteczny tydzień, ujrzałem pierwszy raz — na zakończenie spektaklu, po jakiejś błahej (jak sądziłem) sztuczce, której tytuł wydał mi się mętny, ponieważ personifikował treść nieznanej mi akcji — dwa akty Fedry z panią Berma, w dalszych zaś popołudniowych spektaklach Półświatek, Kaprysy Marjanny — tytuły, które, jak Fedra, była dla mnie przejrzyste, napełnione samą jasnością, tak dobrze owe dzieła były mi znane, rozświecone do głębi uśmiechem sztuki. Tytuły te pomnażały mi dostojeństwo samej Bermy, kiedym wyczytał obok programu w dzienniku, że to ona zapragnęła pokazać się na nowo publiczności w paru dawnych kreacjach.
Zatem, artystka wiedziała, że niektóre rolę mają wartość trwalszą niż moment ich premjery lub sukces wznowienia; uważała je, w swojej interpretacji, za arcydzieła muzealne, warte aby je na nowo ukazać oczom pokolenia które ją w nich podziwiało, lub tego które jej w nich nie zna. Kładąc tak na afiszu, pośród sztuk przeznaczonych jedynie na wypełnienie wieczoru, Fedrę, której tytuł, nie dłuższy od tamtych tytułów, wydrukowano takiemi samemi czcionkami, Berma czyniła jakgdyby gest gospodyni domu, gdy przedstawiając nas gościom w chwili siadania do stołu, wymienia pośród obojęt-

21