Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/250

Ta strona została uwierzytelniona.

takich jak „nigdy już”, tak wzruszających dla tego co je pisze, tak mdłych dla tej co je czyta. Czy dlatego, że widzi w nich kłamstwo i tłumaczy owo „nigdy już” przez „jeszcze dziś wieczór, jeżeli zechcesz”, lub że wierzy w ich prawdę i widzi w nich owo ostateczne rozstanie, które jest nam tak głęboko obojętne, kiedy chodzi o kogoś niekochanego? Ale, póki kochamy, niezdolni jesteśmy działać jak godni poprzednicy przyszłej istoty, którą będziemy i która nie będzie już kochała; jakim cudem moglibyśmy tedy sobie uprzytomnić całkowicie stan duszy kobiety, której — gdybyśmy nawet widzieli że jej jesteśmy obojętni — w marzeniach swoich kazaliśmy mówić te same słowa co gdyby nas kochała, pragnąc się kołysać pięknym snem lub pocieszyć się w zgryzocie. Wobec myśli i czynów kochanej kobiety jesteśmy równie zdezorjentowani, jak mogli nimi być pierwsi fizycy w obliczu zjawisk przyrody, zanim powstała wiedza, wnosząc nieco światła w nieznane. Lub, gorzej jeszcze jak istota, dla której zasada przyczynowości zaledwieby istniała; istota nie zdolna ustalić związku między jednem a drugiem zjawiskiem i w której oczach obraz świata byłby mglisty jak senne marzenie.
Zapewne, siliłem się wyjść z tego chaosu, znaleźć przyczyny. Starałem się nawet być „objektywny”, i ściśle brać w rachubę niestosunek między ważnością, jaką ma dla mnie Gilberta, a tą jaką

246