Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/268

Ta strona została uwierzytelniona.

W czasie tej wymiany słów, pani Bontemps skarżyła się na nudę przestawania z żonami polityków; bo popisywała się tem że wszyscy ją nudzą i śmieszą i że pozycja męża jej ciąży.
— Więc pani jest w stanie przyjmować pięćdziesiąt żon lekarzy z rzędu — mówiła do pani Cottard, która, przeciwnie, była pełna życzliwości dla każdego i pełna szacunku dla wszelkich obowiązków. — Och, pani ma zdrowie! Ja w ministerstwie, nieprawdaż, jestem zmuszona, rozumie się. I wie pani, to jest silniejsze odemnie, wie pani, te żony urzędników... nie mogę się wstrzymać, aby im nie pokazać języka. Moja siostrzenica Albertyna jest taka jak ja. Nie ma pani pojęcia, jaka ta mała jest cięta. W zeszłym tygodniu była na moim żurze żona wice-ministra finansów i powiedziała że się nie zna na kuchni. — Ależ, proszę pani, odparła Albertyna z najmilszym uśmiechem, musi pani przecież mieć o tem jakieś pojęcie, skoro ojciec pani był kuchcikiem.
— Och, bardzo lubię tę historję, to mi się wydaje urocze, rzekła pani Swann. — Ale przynajmniej na dni ordynacji doktora powinnaby pani mieć swój mały home, swoje kwiaty, książki, to co pani lubi — doradzała profesorowej.
— I tak trzask prask, tak jej wygarnęła w żywe oczy, bez ceremonji. I nie uprzedziła mnie o niczem, szelmutka, ona jest sprytna, istna małpka. Pani jest szczęśliwa, że się pani umie powstrzymać; za-

264