Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/270

Ta strona została uwierzytelniona.

świństewko. Bez tego życie byłoby bardzo monotonne.
I dalej mówiła cały czas o ministerjum tak jakby to był Olimp. Aby odmienić rozmowę, pani Swann zwróciła się do pani Cottard:
— Ale pani mi coś bardzo piękna? Redfern fecit?
— Nie, pani wie, że ja jestem wyznawczynią Rauthnitza. Zresztą to przerabiane.
— No, wie pani, ten szyk!...
— Ile pani myśli?... Nie, niech pani zmieni pierwszą cyfrę.
— Jakto! Ależ to za darmo, to darowane! Powiedziano mi trzy razy tyle.
— Oto jak się pisze historję, zakończyła żona doktora. I, pokazując pani Swann naszyjnik, który dostała od niej w prezencie, rzekła:
— Popatrz pani, pani Odeto. Poznaje pani?
W rozchyleniu portjery zjawiała się głowa ceremonjalnie pochylona, udająca przez żart obawę że przeszkadza: to był Swann.
— Odeto, książę d’Agrigente jest w moim gabinecie i pyta czy może złożyć swoje uszanowanie. Co mam powiedzieć?
— Że będę zachwycona, mówiła Odeta z zadowoleniem, nie wychodząc ze spokoju, który był jej o tyle łatwiejszy, iż zawsze, nawet jako kokota, przyjmowała ludzi z wielkiego świata.
Swann szedł powtórzyć zaproszenie i w towarzystwie księcia wkraczał do salonu, o ile wśród tego

266