Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/272

Ta strona została uwierzytelniona.

sprawa... Mąż, aby panu rzec prawdę, nie trawi starej Verdurin, i nie bardzoby był zachwycony, gdybym się tam zagnieździła. A ja, wierna małżonka...” Swann towarzyszył żonie do Verdurinów na proszone wieczory, ale starał się nie być w domu, kiedy pani Verdurin odwiedziła Odetę. Toteż, kiedy „pryncypałka” była w salonie, książę d’Agrigente wchodził sam. I tylko jego przedstawiała Odeta, która wolała, aby pani Verdurin nie słyszała niechlubnych nazwisk i aby, widząc sporo nieznanych twarzy, mogła sądzić że pływa w śmietance arystokracji. Rachuba ta udawała się tak, że wieczorem pani Verdurin powiadała z niesmakiem do męża: „Uroczy świat! Był tam cały kwiat reakcji!”
Odeta żyła w stosunku do pani Verdurin w odwrotnem złudzeniu. Nie iżby salon „pryncypałki”, nawet w przybliżeniu, zaczynał w owym czasie stawać się tem, czem stał się kiedyś. Pani Verdurin nie była jeszcze nawet w owym okresie inkubacji, kiedy kasuje się wielkie przyjęcia, gdzie rzadkie a świeżo nabyte świetne elementy utonęłyby w ciżbie, i kiedy woli się czekać, aż zdolność rozrodcza dziesięciu sprawiedliwych, jakich zdołało się ściągnąć, wyda ich siedemdziesiąt razy po dziesięć. Jak to miała rychło uczynić Odeta, tak i pani Verdurin brała na cel „wielki świat”; ale odcinki jej ataku były jeszcze tak ograniczone i zresztą tak odległe od tych, przez które Odeta miała niejaką szansę dojść do tegoż wyniku, do wybicia się na

268