działem pani Bermy w Fedrze, ale słyszałem, że ma być wspaniała. I był pan oczarowany, naturalnie?
Pan de Norpois, tysiąc razy wytrawniejszy odemnie, musiał posiadać ową prawdę, której ja nie umiałem wycisnąć z gry Bermy, i odkryje mi ją z pewnością; w odpowiedzi na jego pytanie, miałem go prosić, aby mi powiedział na czem polega ta prawda; tem samem usprawiedliwiłby moją uprzednią żądzę oglądania tej aktorki. Miałem tylko chwilę czasu, trzeba było skorzystać z niej i skierować wywiad na zasadnicze punkty. Ale które? Skupiając całkowicie uwagę na swoich tak mętnych wrażeniach, nie siląc się bynajmniej olśnić pana de Norpois, lecz raczej uzyskać od niego upragnioną prawdę, nie starałem się zastąpić słów, których mi brakowało, gotowemi zwrotami; bełkotałem coś, i w końcu, aby tem skuteczniej wydobyć zeń co w Bermie jest cudowne, wyznałem żem doznał zawodu.
— Jakto — wykrzyknął ojciec, niekontent z ujemnego wrażenia, jakie wyznanie mojej niekompetencji może sprawić na panu de Norpois — jak możesz mówić, żeś nie czuł przyjemności! Babka opowiadała nam, żeś nie uronił ani słowa z roli Bermy, żeś wybałuszał na nią oczy, i że ty jeden zachowywałeś się tak w całej sali.
— Ależ tak, słuchałem ile tylko mogłem, aby zbadać co w niej jest tak nadzwyczajnego. Niewątpliwie, jest bardzo dobra...
Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.
44