Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

mi wyświechtanemi po dziennikach zwrotami i wygłaszał je z siłą, czuć było, że przez to samo iż on ich użył, nabierają one wagi czynu, i to czynu który wywoła komentarze.
Matka liczyła bardzo na sałatę z ananasów i trufli. Ale ambasador, skierowawszy przez chwilę na tę potrawę bystre oko obserwatora, jadł spowity w dyplomatyczną dyskrecję i nie zdradził nam swojej myśli. Matka nalegała aby dobrał, co też pan de Norpois uczynił, ale powiadając jedynie, w miejsce spodziewanego komplementu:
— Jestem posłuszny, pani, skoro widzę, że to jest prawdziwy „ukaz” z jej strony.
— Czytaliśmy w „organach opinji”, że pan długo rozmawiał z królem Teodozjuszem, rzekł ojciec.
— W istocie, król, który ma rzadką pamięć fizjognomji, był tak łaskaw, widząc mnie w fotelach w teatrze, przypomnieć sobie, iż miałem zaszczyt widywać go przez szereg dni na dworze bawarskim, kiedy nie myślał o swoim wschodnim tronie (wiadomo panu, że go nań powołał kongres europejski i że król nawet bardzo się wahał z przyjęciem, uważając ten tron za niezupełnie odpowiadający jego rodowi, najszlachetniejszemu — biorąc heraldycznie — w całej Europie.) Adjutant przyszedł mi oznajmić, abym pośpieszył przedłożyć swoje służby Jego Królewskiej Mości, któremu-to rozkazowi skwapliwie uczyniłem zadość.
— Czy był pan kontent z wyników pobytu króla?

48