Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.

znacznie, stykałem się z nim często, jesteśmy starymi przyjaciółmi, znam go dobrze. Zresztą, któżby go nie znał? To kryształ. To nawet jedyna wada, jakiejby się w nim można dopatrzyć; bo nie jest konieczne, aby serce dyplomaty było aż tak przeźroczyste. To nie przeszkadza, że mówią o wysłaniu go doRzymu, co stanowi nietylko piękny awans, ale i ciężki orzech do zgryzienia. Mówiąc między nami, sądzę że Vaugoubert, mimo iż tak wyzuty z ambicji, byłby z tego bardzo rad i nie żąda wcale aby od niego oddalono ten kielich. Dokaże tam może cudów; jest kandydatem Consulty; co do mnie, widzę go bardzo dobrze, z jego artystyczną naturą, w ramie pałacu Farneze i galerji Carraccia. Zdawałoby się, że przynajmniej nikt nie powinien go nienawidzić; ale jest koło króla Teodozjusza cała kamaryla mniej lub więcej zaprzedana w lenno Wilhelmstrasse, strzegąca posłusznie płynących stamtąd inspiracyj, starająca się na wszelkie sposoby szyć naszemu przyjacielowi buty. Vaugoubert miał przeciwko sobie nietylko intrygi kuluarowe, ale zniewagi najemnych pismaków, którzy później, nikczemni jak każdy płatny skryba, wywiesili białą chorągiew, wprzód nie wahając się wytaczać przeciw naszemu przedstawicielowi bezmyślnych oskarżeń, godnych ludzi z rynsztoka. W ciągu wielu miesięcy wrogowie Vaugouberta tańczyli dokoła niego taniec skalpu, rzekł pan de Norpois, akcentując z siłą to ostatnie słowo. Ale strzeżonego Pan Bóg strzeże; Vaugoubert odtrącił te obelgi kop-

51