Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

Mimo to, wyznaję, że jest stopień bezwstydu, z którym nie umiałbym się pogodzić, a który jest jeszcze wstrętniejszy przez ten ultra-moralny, powiedzmy wręcz moralizatorski ton, jaki Bergotte przybiera w swoich książkach, gdzie powtarzają się ustawiczne i, między nami mówiąc, nudnawe analizy bolesnych skrupułów, chorobliwych wyrzutów sumienia, i to z powodu zwykłych grzeszków, istne kazania wielkopostne (wiadomo po czemu łokieć), wówczas gdy on sam zdradza tyle nieodpowiedzialności i cynizmu w życiu prywatnem. Krótko mówiąc, uchyliłem się od odpowiedzi, księżna jeszcze raz przypuściła atak, ale z nielepszym skutkiem. Tak, iż nie sądzę, abym był bardzo dobrze notowany u tego pana, i nie wiem w jakiej mierze ocenił on uprzejmość Swanna, który go zaprosił wraz ze mną. O ile nie sam Bergotte prosił go o to. Nie można wiedzieć, bo w gruncie to chory człowiek. To nawet jego jedyne usprawiedliwienie.
— Czy córka pani Swann była na tym obiedzie? — spytałem pana de Norpois, korzystając z chwili, gdy (przechodziliśmy właśnie do salonu) mogłem ukryć wzruszenie łatwiej, niż kiedym siedział przy stole nieruchomo i w pełnem świetle.
Pan de Norpois starał się sobie przypomnieć przez chwilę:
— Tak, młoda osoba czternasto czy piętnastoletnia? W istocie, przypominam sobie, że mi ją przedstawiono przez obiadem jako córkę naszego amfi-

74