Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

z zapałem o jednej z tych kobiet, udawać że się wierzy iż ten ktoś jest w niej zakochany, żartować z niego i ofiarowywać mu się z pomocą. Ale, mówiąc że wspomni o mnie Gilbercie i jej matce (coby mi pozwoliło, nakształt olimpijskiego bóstwa przybierającego płynność wietrzyka lub raczej wygląd starca od którego zapożycza rysów Minerwa, wniknąć samemu, niewidzialnie, do salonu pani Swann, ściągnąć na siebie jej uwagę, zaprzątnąć jej myśl, zyskać jej wdzięczność swoim podziwem, objawić się jej jako przyjaciel znacznej osobistości, godny zbliżenia i zażyłości z rodziną Swannów), ten ważny człowiek, przyrzekający wyzyskać na moją korzyść urok, jaki musiał mieć w oczach pani Swann, obudził we mnie czułość tak wielką, że ledwie mogłem się wstrzymać, aby nie ucałować jego miękkich, białych i pomarszczonych rąk, wyglądających tak jakby za długo leżały w wodzie. Niemal uczyniłem ten gest, który (tak mi się zdawało) ja jeden zauważyłem. Trudno jest w istocie człowiekowi samemu ściśle obliczyć, w jakiej skali słowa jego lub ruchy objawiają się komuś drugiemu; z obawy przecenienia przed sobą własnej doniosłości, powiększając do ogromnych rozmiarów pole, na które muszą się rozciągać wspomnienia innych ludzi w ciągu ich życia, wyobrażamy sobie, że nieważne szczegóły naszej mowy i naszych gestów ledwie przenikają do świadomości osób z któremi rozmawiamy, a tem bardziej nie pozostają w ich pamięci. Tego rodzaju złudzeniu ulegają również

76