Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.

z jaką złośliwość lubi niedoceniać. — Jak on to powiedział... „Z temi królewiętami nigdy nie wiadomo...”
— Tak, tak, właśnie to. Zauważyłem, to było bardzo finezyjne. Widać że ma głęboką znajomość życia.
— To szczególne, że on był na obiedzie u Swannów i że tam spotkał naogół ludzi przyzwoitych, urzędników. Gdzie pani Swann mogła złowić całą tę sosjetę?
— Czyś uważał, jak on złośliwie zrobił ten nawias: „To dom, gdzie bywają zwłaszcza mężczyźni!”
I oboje silili się odtworzyć sposób, w jaki pan de Norpois wypowiedział te słowa, tak jakby chodziło o jakąś intonację Bressanta lub Thirona w Awanturnicy lub w Zięciu pana Poirier. Ale ze wszystkich powiedzeń, największy sukces miało to, które oceniła Franciszka: jeszcze w kilka lat później nie mogła „strzymać śmiechu”, kiedy się jej przypomniało, że ambasador potraktował ją jako „bezkonkurencyjnego kuchmistrza”, co jej matka poszła powtórzyć, jak minister wojny przekazuje po rewji komplement przejeżdżającego monarchy. Udałem się zresztą do kuchni przed mamą. Bo kazałem przyrzec Franciszce, pacyfistce ale okrutnej z natury, że nie będzie zanadto męczyła królika przeznaczonego na zabicie; i nie miałem jeszcze biuletynu o tej śmierci. Franciszka upewniła mnie,

86