Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.

luszem, w jakim przyszła kiedyś do mnie, ten dzisiejszy był raczej mikroskopijny.
— Ale nie, ja nie jestem inteligentna, — mówiła kokieteryjnie Odeta. Ja jestem w gruncie naiwne stworzenie, które wierzy we wszystko co mu ktoś mówi, które bierze sobie do serca wszystko.
I dawała do zrozumienia, że w początkach bardzo cierpiała, wyszedłszy za człowieka takiego jak Swann, który „chodził na boki” i zdradzał ją.
Tymczasem książę d’Agrigente, usłyszawszy owo: „nie jestem inteligentna”, czuł się w obowiązku protestować, ale nie miał daru znalezienia się w kropce.
— Tararara! — wykrzyknęła pani Bontemps, pani nieinteligentna!
— W istocie, powiadałem sobie: „Co ja słyszę?” — rzekł książę, chwytając tę deskę ratunku. — Musiały mnie uszy mylić.
— Ależ nie, upewniam was, — mówiła Odeta, — ja jestem w gruncie mała mieszczka, bardzo płochliwa, pełna przesądów, żyjąca w swojej norce, a zwłaszcza bardzo ciemna.
— Czy książę widział naszego kochanego baroneta? — dodała, aby zasięgnąć nowin o baronie de Charlus.
— Pani ciemna! — wykrzykiwała pani Bontemps. W takim razie, coby pani powiedziała o świecie oficjalnym, o wszystkich ekscelencinach, które umieją mówić tylko o szmatkach!... Ot, moja pani, nie dalej niż przed tygodniem ściągam ministrową Oświa-

7