Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

że pan już stamtąd nie wróci“, byłbym chciał odpowiedzieć mu: „Ależ wówczas nie zobaczyłbym już pańskiej córki, żyłbym pośród rzeczy i ludzi, których ona nigdy nie widziała“. A przecie rozum powiadał mi: „Co ci to szkodzi, skorobyś się tem nie zmartwił? Kiedy pan Swann powiada ci że nie wrócisz, rozumie przez to że nie chciałbyś wrócić; a skorobyś nie chciał, to znaczy że tam będziesz szczęśliwy“. Bo rozum mój wiedział, że przyzwyczajenie — przyzwyczajenie, które miało obecnie kazać mi pokochać to nieznane mieszkanie, zmienić miejsce lustra, odcień firanek, zatrzymać zegar — podejmuje się równie dobrze kazać nam pokochać towarzyszów nieprzyjemnych zrazu, dać inny kształt twarzom, usympatycznić dźwięk głosu, zmienić skłonności naszych serc. Z pewnością, te nowe przyjaźnie do miejsc i osób czerpią wątek w zapomnieniu dawnych; ale właśnie mój rozsądek myślał, że mogę oglądać bez lęku perspektywę życia, dzielącego mnie na zawsze od istot których straciłbym pamięć, i jako pociechę ofiarowywał memu sercu nadzieję zapomnienia, wzmagającą przeciwnie jego rozpacz. To nie znaczy, aby nasze serce nie miało również doznać, skoro rozłąka się ziści, znieczulających skutków przyzwyczajenia; ale do tej pory będzie cierpiało. I obawa przyszłości, pozbawiającej nas widoku i rozmowy tych których kochamy i z których czerpiemy dziś swą najdroższą radość, ta obawa, daleka od rozprószenia się, rośnie, jeżeli myśli-

106