Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

ło charakter bardziej regjonalny — składali się po części z wybitnych osobistości departamentów tej części Francji; pierwszy prezydent sądu z Caen, dziekan palestry z Cherbourg, wzięty rejent z Le Mans, którzy w porze wakacyj, wyruszając z punktów, gdzie przez cały rok byli rozsypani jak tyralierzy lub pieszki w warcabach, skupiali się w tym hotelu. Zajmowali zawsze te same pokoje, i wraz z żonami, mającemi pretensje do arystokracji, tworzyli grupę, do której przyłączyli się wielki adwokat i wielki lekarz paryski. Ci w dniu wyjazdu mówili do tamtych:
— A, prawda, państwo nie jedziecie tym samym pociągiem, szczęśliwi jesteście, będziecie w domu na śniadanie.
— Jakto, szczęśliwi! Pan mieszka w stolicy, w Paryżu, w wielkiem mieście, gdy ja pleśnieję w prowincjonalnej dziurze o stu tysiącach mieszkańców! Prawda, że przy ostatnim spisie ludności było sto dwa tysiące, ale co to jest przy was, którzy liczycie dwa i pół miljona, i którzy odnajdziecie asfalt, i cały blask paryskiego świata.
Mówili to z chłopskiem charczeniem litery „r”, bez goryczy, bo to byli luminarze swoich prowincyj, którzy mogliby jak inni osiąść w Paryżu — nie jeden raz ofiarowywano pierwszemu prezydentowi z Caen fotel w trybunale kasacyjnym — ale woleli zostać na miejscu przez miłość swojego miasta, przez skromność albo przez pychę, albo dlatego że byli reakcjo-

113