Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.

zem księżnej na spacer, za dwie hultajki z rodzaju tych, od których najtrudniej się uchronić w miejscach kąpielowych. Trzy czwarte mężczyzn z faubourg Saint-Germain uchodzi w oczach znacznej części mieszczaństwa za plugawych golców (czem zresztą bywają czasem indywidualnie), za ludzi nie przyjmowanych nigdzie. Mieszczaństwo ma o tem pojęcia zbyt dobroduszne, bo skazy tych panków nie przeszkodziłyby im bynajmniej znajdować najlepszego przyjęcia tam, gdzie zacny mieszczanin nie dostanie się nigdy. A oni tak dalece wyobrażają sobie iż mieszczaństwo o tem wie, że silą się, w tem co się ich tyczy, na prostotę, szkalując równocześnie swoich szczególnie skrachowanych przyjaciół, co dopełnia miary nieporozumienia. Wielki pan jest, dajmy na to, w stosunkach z drobnem mieszczaństwem, ponieważ, będąc bardzo bogaty, piastuje przypadkowo prezesurę wielkich towarzystw akcyjnych. Burżuazja, widząc wreszcie arystokratę godnego być wielkim mieszczaninem, przysięgłaby, że on nie przestaje z pewnym margrabią, graczem i bankrutem, którego mieszczanin uważa za tembardziej pozbawionego stosunków, im jest grzeczniejszy. I nie może ochłonąć, kiedy książę-pan, prezes rady nadzorczej kolosalnego interesu, żeni syna z córką owego margrabiego, gracza, ale człowieka o najstarszem we Francji nazwisku; tak samo jak panujący raczej żeni syna z córką zdetronizowanego króla, niż z córką funkcjonującego pre-

155