Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

gdybym się znalazł w polu widzenia łani. Ale tak samo jak nie byłoby mi wystarczyło aby wargi moje wzięły rozkosz z jej warg, lecz byłbym chciał aby ją dały i jej, tak samo chciałbym, aby pojęcie mnie, wchodząc w tę istotę, zazębiając się w niej, ściągnęło na mnie nietylko jej uwagę, ale i podziw, i pragnienie, i aby ją zmusiło do zachowania mego wspomnienia aż do dnia gdy mógłbym ją odnaleźć. Tymczasem widziałem o kilka kroków miejsce, gdzie mnie miał oczekiwać powóz pani de Villeparisis. Miałem tylko jedną chwilę; już czułem, że dziewczęta zaczynają chichotać z tego żem tak przystanął. Miałem pięć franków w kieszeni. Wyjąłem je, i zanim wytłumaczyłem pięknej dziewczynie swoje zlecenie, pragnąc mieć więcej szans że mnie posłucha, trzymałem przez chwilę pieniądz przed jej oczami:
— Mam wrażenie, że pani jest tutejsza, rzekłem do rybaczki; czy byłaby pani tak dobra załatwić dla mnie pewien drobiazg? Trzebaby przejść do cukierni, znajdującej się podobno na rynku, ale nie wiem ściśle gdzie; tam czeka na mnie powóz. Niech pani czeka!... Dla uniknięcia pomyłki, zapyta pani, czy to jest powóz margrabiny de Villeparisis. Zresztą pozna go pani, jest dwukonny.
To chciałem żeby wiedziała, aby zyskała o mnie wysokie pojęcie. I kiedym wymówił słowa „margrabina” i „dwukonny”, nagle doznałem wielkiego ukojenia. Uczułem, że rybaczka zapamięta mnie, i wraz

175