Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/192

Ta strona została uwierzytelniona.

grabina. Uważa się prawdopodobnie za nazbyt wielkiego pana, aby wziąć wasze szale. Przypominam sobie, kiedy byłam jeszcze bardzo mała, księcia de Nemours, jak wszedł do ojca, który mieszkał na najwyższem piętrze pałacu Bouillon, z wielką paczką listów i dzienników. Zdaje mi się że widzę księcia w niebieskim fraku, stojącego w naszych drzwiach, — miały takie ładne boazerje, zdaje mi się, że to Bagard robił, wiecie, te kwiaty, te delikatne gałązki takie gibkie, że snycerz czasami zakręcał je w małe kokardki, niby wstążki wiążące bukiet. „Masz, Cyrusie, rzekł książę de Nemours do ojca, odźwierny dał mi to dla ciebie. Powiedział: „Skoro pan idzie do pana hrabiego, nie warto mi się drapać po schodach; tylko niech pan uważa, żeby się nie rozsypało”. Teraz, kiedyście oddali swoje rzeczy, siadajcie, ot niech kochana pani siada tu, rzekła do babki biorąc ją za rękę.
— Och, jeżeli to pani nie robi różnicy, nie na tym fotelu! Za mały jest na dwoje, ale za duży dla mnie samej, źlebym się czuła na nim.
— Przypomina mi pani (bo to był zupełnie taki sam) jeden fotel, który długo był u mnie, ale którego w końcu nie miałam serca zachować, bo go dała mojej matce ta nieszczęśliwa księżna de Praslin. Matka moja, osoba najprostsza w świecie, ale z pojęciami innej epoki, których ja już nie bardzo rozumiałam, nie chciała z początku dać się przedstawić pani de Praslin, która była z domu tylko pan-

188