Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

na Sebastiani; tamta znowuż, niby że księżna, uważała, że nie może się przedstawić pierwsza. I w istocie, dodała pani de Villeparisis, zapominając że nie rozumie tego rodzaju odcieni, gdyby była bodaj panią de Choiseul, możnaby usprawiedliwić jej pretensje. Choiseul, to jest niebyle co, wiodą się od siostry Ludwika Otyłego, to byli prawdziwi monarchowie w Basigny. Uznaję, że my ich przewyższamy parantelami i znakomitością, ale starożytność jest prawie równa. Z tej kwestji pierwszeństwa wynikły komiczne zdarzenia, naprzykład śniadanie, spóźnione o dobrą godzinę, którą strawiono na tem aby jedną z tych pań nakłonić do prezentacji. Mimo to, zaprzyjaźniły się później serdecznie. Księżna dała matce ów fotel w rodzaju tego tutaj, w którym, tak jak kochana pani teraz, nikt nie chciał usiąść. Pewnego dnia, matka słyszy powóz w dziedzińcu. Pyta lokajczyka, kto to taki. „To księżna de la Rochefoucauld, pani hrabino. — A, dobrze, prosić”. Po kwadransie, — niema nikogo. „I cóż księżna de la Rochefoucauld, gdzież ona jest? — Na schodach, sapie, pani hrabino”, odparł lokajczyk, od niedawna przybyły ze wsi, skąd matka zazwyczaj ich brała. Często była świadkiem ich urodzenia. W ten sposób ma się w domu zacnych ludzi, a to jest najpierwszy zbytek. W istocie, księżna de La Rochefoucauld z trudem wchodziła na schody, była olbrzymia, tak olbrzymia, że kiedy weszła, matka była przez chwilę niespokojna, myśląc gdzieby ją

189