Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.

usposobiony do Żydów, ale tutaj mamy hipersaturację. Słyszy się jedynie: „Słuchaj Abracham, wydżałem Jakuba”. Możnaby myśleć, że się jest na ulicy Aboukir.
Człowiek, który tak grzmiał przeciw Izraelowi, wyszedł wreszcie z namiotu; podnieśliśmy oczy na tego antysemitę. Był to mój kolega Bloch. Saint-Loup poprosił mnie zaraz, abym przypomniał Blochowi, że się spotkali na jakimś egzaminie, gdzie Bloch wziął pierwszą nagrodę, a potem w Uniwersytecie ludowym.
Conajwyżej uśmiechałem się czasem, odnajdując u Roberta jezuickie lekcje w zażenowaniu jakie w nim rodziła obawa urażenia kogoś, za każdym razem kiedy któryś z jego przyjaciół-intelektualistów popełnił światowy błąd, zrobił rzecz śmieszną; sam Saint-Loup nie przykładał do tego błędu żadnej wagi, ale czuł, że tamten by się zarumienił, gdyby to spostrzeżono. I sam Robert rumienił się jakby to on był winny, naprzykład raz gdy Bloch, przyrzekając go odwiedzić w hotelu, dodał:
— Ponieważ nie znoszę wyczekiwania w pretensjonalnym szyku tych luksusowych bud, a muzyka cygańska przyprawiłaby mnie o mdłości, niech pan powie „lajftowi“, żeby uciszył grajków i żeby pana zaraz uprzedził.
Osobiście nie bardzo miałem ochotę, aby Bloch nas odwiedził. Był na nieszczęście w Balbec nie sam, ale z siostrami, które miały znowuż wielu krewnych

208