Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.

lał pysk“ z krańcową brutalnością, a które śmiały się do rozpuku za najmniejszym konceptem brata, ich uwielbianego bożyszcza. Bardzo prawdopodobne jest, że to środowisko musiało, jak każde inne, bardziej może niż inne, zawierać wiele uroków, przymiotów i cnót. Ale, aby się o tem przekonać, trzebaby w nie wejść. Otóż ono nie budziło sympatji, czuło to, widziało w tem dowód antysemityzmu, przeciwstawiając mu zwartą i zamkniętą falangę, w którą nikt zresztą nie miał ochoty się wdzierać.
Co się tyczy owego „laifta“, nie miałem przyczyny zbytnio się temu dziwić. Na kilka dni przedtem, Bloch zapytał mnie pocom przyjechał do Balbec (wydawało mu się natomiast całkiem naturalne, że on tam jest) i czym to uczynił „w nadziei zrobienia świetnych znajomości”; kiedym mu rzekł, że ta podróż odpowiada moim najdawniejszym pragnieniom (mimo iż mniej głębokim niż chęć ujrzenia Wenecji), odparł: „Tak, oczywiście, poto aby pić sorbety z pięknemi damulkami, udając przytem że się czyta Stones of Venaice lorda Johna Ruskina, ponurego nudziarza, jednego z najpiłowatszych facetów jacy istnieją“. Bloch uważał najwidoczniej, że w Anglji nietylko wszystkie osobniki płci męskiej są lordami, ale również że głoska i wymawia się zawsze jak ai. Co się tyczy Roberta, ten błąd wymowy wydawał mu się nader błahy; widział w nim zwłaszcza brak owych wiadomości niemal że światowych, któremi mój nowy przyjaciel w tym samym stopniu

210