Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

porządzamy każdego dnia jest elastyczny; namiętności które odczuwamy rozprzestrzeniają ów czas; te które budzimy kurczą go, a przyzwyczajenie wypełnia go.
Zresztą, daremniebym mówił do Gilberty, nie usłyszałaby mnie. Kiedy mówimy, wyobrażamy sobie zawsze, że to nasze uszy słuchają, że to nasz duch słucha. Moje słowa doszłyby Gilberty skrzywione, tak jakby miały do przebycia ruchomą zasłonę wodospadu; zmienione do niepoznania, śmieszny dźwięk, pozbawiony wszelkiego znaczenia. Prawda, jaką wkładamy w słowa, nie toruje sobie drogi wprost, nie posiada nieodpartej oczywistości. Musi upłynąć sporo czasu, aby się w nich wykrystalizowała analogiczna prawda. Wówczas polityk, który, mimo wszystkich argumentów i dowodów, uważał przeciwnika politycznego za zdrajcę, dzieli sam znienawidzone przekonania, obojętne już temu, który daremnie starał się je szerzyć. Wówczas, arcydzieło, które czytającym je głośno wielbicielom wydawało się czemś bezsprzecznie genjalnem, tym zaś co go słuchali dawało jedynie niedorzeczny lub mierny obraz, będzie przez nich okrzyknięte arcydziełem, zbyt późno aby autor mógł się o tem dowiedzieć. Podobne zapory istnieją w miłości, i cobądźby czynił ten którego one przywodzą do rozpaczy, nie ma sposobu skruszenia ich z zewnątrz; dopiero kiedy już nie będzie dbał o nie, naraz, dzięki pracy pochodzącej z drugiej strony, spełnionej we wnętrzu osoby która nie kochała,

19