Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/230

Ta strona została uwierzytelniona.

wskórali. Lub naraziłby się pan na to, że Palamed zrobiłby panu jaką impertynencję, a tego bym nie chciał“. W Jockey-clubie sporządził, wraz z kilkoma przyjaciółmi, listę dwustu członków, których nigdy sobie nie pozwolą przedstawić. A u hrabiego Paryża znany był pod przydomkiem „królewiątko“, dla swojej elegancji i dumy.
Saint-Loup opowiadał mi o dawno już minionej młodości swego wuja. Sprowadzał wówczas codzień kobiety do garsoniery, którą miał wspólnie z dwoma przyjaciółmi, pięknymi jak on, co sprawiało, że ich nazywano „trzy Gracje“.
— Jeden z ludzi najbardziej dziś na widoku w faubourg Saint-Germain, jakby powiedział Balzac, ale który w pierwszym dość wątpliwym okresie życia zdradzał osobliwe gusty, poprosił wuja, aby mu pozwolił odwiedzić tę garsonierę. Ale ledwie przybył, zaczął się oświadczać nie kobietom, lecz wujowi Palamedowi. Wuj udał że nie rozumie, odciągnął pod jakimś pretekstem na stronę swoich dwóch przyjaciół, poczem wrócili, wzięli delinkwenta, rozebrali go, zbili do krwi, i skopawszy wyrzucili go na dziesięciostopniowy mróz na ulicę, gdzie go znaleziono wpół żywego. Policja wszczęła dochodzenie, któremu ten nieszczęsny ledwo zdołał z największym trudem zapobiec. Dziś wuj Palamed nie dopuściłby się tak okrutnej egzekucji; nie wyobrażasz sobie, ile osób z ludu — on, tak wyniosły z ludźmi swojej sfery — darzy sympatją, proteguje, często na-

226