Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/232

Ta strona została uwierzytelniona.

bawił przelotnie i, aby zaznaczyć ten odcień, nie wziąwszy z sobą fraka, siadł do stołu w zwykłej marynarce, stawało się modą jeść na wsi obiad w marynarce. Kiedy, jedząc ciasto, zamiast łyżeczki posłużył się widelcem lub przyrządem własnego pomysłu, zamówionym specjalnie u jubilera, lub wreszcie palcami, nie wolno już było robić inaczej. Miał naprzykład ochotę posłyszeć niektóre kwartety Beethovena (bo przy wszystkich swoich dzikich pomysłach, on wcale nie jest głupi, jest bardzo utalentowany) i sprowadzał sobie artystów, aby je przegrywali co tydzień dla niego i dla paru przyjaciół: szczytem elegancji stało się owego roku dawać bardzo nieliczne zebrania z muzyką kameralną. Myślę zresztą, że on się nie nudził w życiu. Przy swojej urodzie, ten musiał mieć kobiet! Nie umiałbym ci zresztą powiedzieć które, bo on jest bardzo dyskretny. Ale wiem, że bardzo zdradzał moją biedną ciotkę. Co nie przeszkadza, że był przemiły dla niej, że ona go ubóstwiała, a on opłakiwał ją całe lata. Kiedy jest w Paryżu, chodzi jeszcze prawie codzień na cmentarz.
Nazajutrz po dniu gdy Robert opowiadał mi o swoim wuju wciąż oczekując go, zresztą napróżno, wracałem sam koło kasyna do hotelu. Naraz doznałem wrażenia że ktoś w pobliżu przygląda mi się. Obróciłem głowę i spostrzegłem mężczyznę może czterdziestoletniego, wysokiego i dość tęgiego, z bardzo czarnemi wąsami, który, uderzając się

228